Prosto z okna, czyli Noize MC

Dodaj komentarz

19 października 2012 - autor: wojkam

Środa, 17 paździerzca. Dziś długo wyczekiwany koncert rosyjskiej gwiazdy rapu: Noize MC. Ten dzień, był wyjątkowy nie tylko ze wzlgędu na to wydarzenie, lecz również z powodu sukcesu, jakim niewątpliwie było przebudzenie się tuż po pierwszym dźwięku budzika, pomimo zaśnięcia wraz z pierwszym pianiem kura. Naszpikowani emocjami, zjedliśmy szybkie śniadanie i rozpoczęliśmy, rutynową już, przygodę z donieckimi marszrutkami. Spędzając czas w biurze, rozprawiając nad promocją naszego projektu, cały czas w myślach tkwił nam wieczorny gwóźdź programu. Po powrocie z siedziby naszej organizacji, trzeba nam było jeszcze kupić kołdrę, aby uchronić się przed stepową zimą, która – według relacji tu żyjących – ma nadejść już wkrótce. W tym celu, trzeba było udać się prawie za miasto, do sklepu po nazwą „Metro”. Jako nieobyci jeszcze ze wszystkimi miejscami Doniecka, znów polegaliśmy na informacjach tubylców. I tu, trzeba przyznać, okazali się oni naprawdę mili i pomocni, ponieważ Pan spytany o drogę do owego sklepu dokładnie powiedział na jakim przystanku trzeba wysiąść, przypomniał jeszcze o tym tuż przed samym przystankiem i podkreślił, że należy poporosić kierowcę o zatrzymanie. Nie da się ukryć, że było to iście pozytywnie zaskakujące zdarzenie.
Po zakupie wspomnianej wcześniej kołdry przyszedł czas na lekcję rosyjskiego. Wyglądała może ona nieco inaczej niż się spodziewaliśmy, ale że sami nie mieliśmy koncepcji jak nasze zajęcia miałyby wyglądać, zgodziliśmy się na propozycję naszej nauczycielki, Saszy. Nie da się ukryć, że również podczas tych zajęć wciąż słyszeliśmy w głowach utwory wspomnianego wyżej rapera. Tuż pod koniec ćwiczeń lingwistycznych, dowiedzieliśmy się, że Aleksandra (Sasza to zdrobnienie tego właśnie imienia) również wybiera się do klubu „Chicago”, żeby na żywo usłyszeć twórczość Rosjanina. Początkowo mieliśmy jechać razem, ale jako przezorni obcokrajowcy chcieliśmy najpierw pozbyć się co cenniejszych rzeczy i wziąć ze sobą te bardziej przydatne, np. piwo.
No to ruszamy. Wsiadamy w autobus, potem szybko mkniemy do klubu gdzie….czeka na nas tłum ludzi napierających na drzwi, zamknięte drzwi („За закрытой дверью!”). Od razu obudziły się w nas czarne myśli o tym, że nasza niepowtarzalna okazja może zostać zaprzepaszczona przez niedbalstwo organizatorów. Początkowo wcisnęliśmy się w rozentuzjazmowaną, stojącą w nieładzie przechodzącym w kolejkę, rapową gawiedź, lecz wkrótce odpuściliśmy sobie wdychanie oparów potu na rzecz chłodnego piwka „Sarmat”. Przysiadłwszy na murku nieopodal wejścia poczęliśmy snuć nasze rozważania o życiu, jego sensie, jak również o ludziach stojących przy wejściu. Myślę, że lepiej skupić się na drugim punkcie naszej konwersacji. Otóż, od samego początku było widać istotną różnicę w sposobie ubioru. Na naszej matczynej ziemii, podczas koncertu rapowej gwiazdy, od razu w oczy rzucają się ludzie w czapkach na uszach, nieco szerszych spodniach i przeważnie w bluzach lub koszykarskich „jerseyach”. Do donieckiego „Chicago” natomiast, przyciągneli ludzie różnych maści. Znaleźć tam można było eleganckich panów w marynarkach i białych koszulach, donieckich macho w skurzanych kurtkach, a nawet chłopaka, który sprawiał wrażenie jakby szukał bardziej imprezy w stylu „Sensation white”, niż rapoewgo koncertu. Kolejną istotną rzeczą jaka rzuciła nam się w oczy, a raczej w uszy, był brak zrozumienia naszych rosyjskojęzycznych współtowarzyszy koncertu. Wystarczyło nieco szumu, brak wyraźnego wymawiania słów, szybkość ich wypowiadania i już nasze umiejętności lingwistystyczne zostały brutalnie zweryfikowane. Ale nic to, kiedy trzeba było, wszystko rozumieliśmy.
Otwarcie bram, nareszcie. Wciąż pełni obaw o to, czy uda nam się zobaczyć cały koncert, ustawiliśmy się w kolejce, czekając na wejście. Wszystko poszło nad wyraz sprawnie i szybko znaleźliśmy się w klubie. Początkowy brak dobiegających dźwięków nastroił nas pozytywnie, po chwili jednak zorientowaliśmy się, że wejście do klubu to niemały labirynt, który skutecznie blokuje wszelkie dźwięki. Szybko mijając zbitą przy szatni grupę, kupiliśmy naklejki ku uczczeniu tego, jakże wyjątkowego dla nas wydarzenia, po czym rychło znaleźliśmy się w sali. O dziwo nie było tam tak duszno jak się spodziewaliśmy, niemniej kilku współtowarzyszy koncertu wylewało z siebie siódme poty (spowodowane zapewne nie tylko ochoczym skakaniem pod sceną). Duszno nie duszno, ale człowiek nie wielbłąd i napić się czegoś trzeba. Jak to zwykle na koncertach bywa, pragnienie najlepiej gasi się piwkiem. Zakupiwszy ten niezwykle pożywny napój, ustawiliśmy się pod sceną aby wysłuchać kolejnych utworów. I tu czekało nas małe rozczarowanie, ponieważ gorąco liczyliśmy na to, że dominującymi będą nieco starsze kawałki, a Pan Иван Александрович Алексеев a.k.a Noize MC, raczył słuchaczy swoimi nowymi albumami. Tak czy owak, pochłonięci wspaniałą atmosferą, szybko zapomnieliśmy o tym czego chcieliśmy usłyszeć. Po kliku wysłuchanych, mniej lub bardziej przez nas znanych numerach, postanowiliśmy znów udać się do baru. Przed zamówieniem kolejnego płynu zauważyliśmy jedną rzecz. O ile w samym klubie ludzie odznaczali się naprawdę bardzo wysoką kulturą osobistą, o tyle przy barze trzeba już było walczyć o swoje miejsce (ale to akurat nie jest nic dziwnego). Kolejną rzeczą, jaką odkryliśmy, patrząc się na menu przez ramię zamawiającego przed nami kolegi, była niesamowicie tania cena ukraińskiej gorzałki. O ile piwo kosztowało 17 hrywien, co daje niecałe 7 zł (czyli normalną polską cenę), o tyle 50 ml schłodzonej wody ognistej to koszt zaledwie 3, 82 zł (10 hrywien). Niemało pocieszeni tym faktem, łyknęliśmy trochę energii i jęliśmy słuchać dalej muzycznych i lirycznych popisów artystów. Jako, że raper przyjechał ze swoim bandem, aranżacje utworów przechodziły, ku uciesze publiki, w rockowe brzmienia, a podczas lirycznej improwizacji Noize sam akompaniował sobie na gitarze.

 

I tak minęło nam dwie i pół godziny, wypełnione muzyką i wycieczkami do baru. Po drodze spotkaliśmy jeszcze wspomnianą nauczycielką rosyjskiego, wymieniliśmy swoje opinie na temat występu i mieliśmy być zwerbowani na spektakl teatralny, ale jednak darmowe bilety na mecz Szachtara wzięły górę.
Po zakończonym koncercie, wychodziliśmy z klubu w iście pingwinim stylu. Na nasze szczęście nie zostawialiśmy niczego w szatni i szybko umknęliśmy z klubu o nazwie tak dobrze znanej naszej Polonii. Na zewnątrz czekała na nas kolejna atrakcja, mianowicie zamówienie taksówki. Należy przyznać że po 2,5 godzinie głośniej muzyki i kilku przepysznych napitkach, nieco ciężej jest być zrozumianym przez Panią dyspozytor. Pomimo naszych usilnych starań, znalezienia dogodnego i łatwo rozpoznawalnego miejsca, pierwsza taksówka, choć podobno podjechała na umówione miejsce, nigdy nie pojawiła się przed naszymi oczami. Dopiero po drugim telefonie, tym razem do kampanii o dźwięcznie brzmiącej nazwie „Sajuz 2”, udało nam się uchwycić kierowcę. Ale wszystko dobre, co się dobrze kończy, bowiem przejażdżka w luksusowym Hyundaiu kosztowała nas, bagatela 20 hrywien (czyli 8 zł).
Po tym dniu pełnym wrażeń wróciliśmy do pokoju, racząc się naszymi ulubionymi utworami gwiazdy wieczoru i znów zmrużyliśmy oczy wraz z pierwszym promykiem słońca.

Dodaj komentarz

Październik 2012
Pon W Śr Czw Pt S N
1234567
891011121314
15161718192021
22232425262728
293031